środa, 4 września 2013

Telefony telefony

Taka sytuacja.

Typowy letni dzień na Żeraniu. Ciemno, brudno i do dupy. Do tego gorąco. Nawet jak na dworze gorąco nie jest, tak w biurach owszem, bo wszystko nagrzane jak diabli nie zdążyło się schłodzić od momentu kiedy ostatnim razem było gorąco. Poniedziałeczek. Telefony się urywają, odbieram ja, koleżanka na urlopie. Nikogo innego nie ma bo ważniejsze sprawy na głowie. Wiadomo - poniedziałeczek. Z odmętu kompletnie irrelewantnych połączeń telefonicznych podczas których głosy w słuchawce próbują się skontaktować z tymi wszystkimi ludźmi których dzisiaj nie ma, a nawet jeśli by byli, to wątpię aby chciało im się z nimi rozmawiać, nagle trafia się połączenie jakby trochę zagubione. Nietrafne. Do mnie. No, może nie tyle do mnie, co po prostu nie do nikogo innego. Ale że ja się napatoczyłem to i niech będzie, że to ta chwila dnia kiedy ktoś chce porozmawiać ze mną. Ze mną i z nikim innym.

Kiedy mówię "porozmawiać" to mam oczywiście na myśli "opierdolić". Ale nie wdawajmy się w tak nieistotne szczegóły, ponieważ w tym momencie wkraczamy na nieskończone terytorium absurdu. Znajdujemy się w Polsce.


- Halo? Dzień dobry!
Głos w słuchawce. Damski. Wiek nieokreślony. Może 30 lat, może 60. Może zmęczone życiem 25?
- Bry. - jeszcze nie wiedziałem że to rozmowa dla mnie, więc byłem oszczędny w słowach i pozytywnych emocjach.
- Ja w Decathlonie kupiłam drążek rozporowy Państwa firmy.
- Tak? - już wtedy wiedziałem że to zadanie dla mnie. Firmowej awangardy. Tarczy zarządu. Tarczy do rzucania w nią opierdolem.
- No i kupiłam 90centymetrowy i okazał się być za duży. To pojechałam i kupiłam 80centrymetrowy i on jest z kolei za mały. I CO TERAS?!
- Słucham? - bo słuchałem.
- No tak. Kupiłam drążki rozporowe do framugi i żaden nie pasuje!
- Ale chyba nie rozumiem... - powiedziałem tak bo faktycznie nie rozumiałem.
- Echhhh...


To nie było zwykłe westchnienie. To było westchnienie matki dzieciom, żonie mężowi, prawdziwej głowy rodziny która nie jednego się już natłumaczyła niejednemu. Westchnienie świadczące o życiowym doświadczeniu. Jak i o powadze sytuacji.


- Proszę Pana. Kupiłam drążek waszej produkcji, rozporowy, do framugi, 90 centymetrów. I on, ten drążek, okazał się być do mojej framugi za duży. Nie działa. Znaczy nie pasuje. Więc pojechałem znowu do Decathlona i kupiłam drążek 80 centymetrów. Ale w domu okazało się że on również nie działa! Znaczy nie pasuje. Jest za mały! I jak to tak może być?!


Jak zwykle w takich sytuacjach odznaczałem się trzeźwym umysłem, opanowaniem, i wyjątkową elokwencją. Zapytałem więc:

- No jak?

- No to ja pytam jak! Chciałam zareklamować bo drążki są złe! Ktoś chyba powinien czuwać nad tym żeby to pasowało prawda?


Prawda. I jak rozumiem, tym ktosiem czuwającym powinienem być ja. Ale nie byłem.
- Rozumiem.
- Przecież są chyba jakieś normy, określenia, cokolwiek. Tak być przecież nie może!


Faktycznie. Nie mogło.


- Proszę Pani, normy są, oczywiście, w budownictwie mieszkaniowym. Czy Pani mieszka w nowym bloku czy starszym?
- Ja proszę Pana mieszkam w domku!
- Mhm. No to wolność Tomku w Twoim domku he he he
- Słucham?!
- Nie nic nic. Kasłałem. Proszę Pani, normy budowlane otworu drzwiowego obowiązują być może dla bloków mieszkaniowych, ale o ile się orientuje, ale nie orientuje się jakoś super dobrze, to w domkach jednorodzinnych jest to kwestia... no... jakby prywatna.
- No dobrze, to czemu te drążki nie pasują?


Muszę przyznać, że rozmówczyni zbyła mnie trochę tym pytaniem z pantałyku.
- Proszę Pani, nie pasują do Pani framugi. Ale jestem przekonany, że do framugi 80cio, bądź 90cio centymetrowej pasować będą idealnie.
- No dobrze, ale do mojej nie pasują. I CO TERAS?
- Teraz, ponieważ kupiła Pani te drążki w sklepie Decathlon, będę Panią prosić aby Pani te drążki tam zwróciła, i ponieważ nie były one używane, jestem pewien, że nie będzie problemu ze zwrotem pieniędzy.
- Ale ja nie chce pieniędzy! Chce drążek! Pasujący.


W tym momencie zacząłem się plątać i kluczyć tak bardzo, że już sam nie pamiętam co mówiłem. Myślą przewodnią było jednak aby nie powiedzieć Pani że jest idiotką, ani nie sugerować niczego w podobnym, zbliżonym tonie, poprzez choćby poinformowanie jej o genialnym wynalazku w postaci miarki i sposobach jego używania. W wyniku tego wszystkiego Pani skończyła ze mną rozmowę stwierdzając lekko zawiedzionym i lekko obrażonym głosem, że obsługa klienta (którą nie jestem) w tej firmie (tej której pracuje w sensie, nie tej w której kupiła drążek) jest bardzo nieprofesjonalna, i że najwyraźniej jej nie pomogę. 


Faktycznie. Nie zrobiłem tego.

2 komentarze:

  1. No ale drążki rozporowe są regulowane przecież na parę centymetrów w tę i wewtę, któryś musiał pasować. Czemu tego pani nie powiedziałeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Założyłem, że jednak zdaje sobie z tego sprawę i skoro twierdzi że nie pasuje, to nie pasuje także po regulacji :C

      Usuń