Bohaterowie: Ja, Trzech Podejrzanych Typków (tm), Gołąb Stefan.
Czas: Samo południe, w samym środku tygodnia.
Miejsce akcji: Żerań.
I na tym ostatnim punkcie można by w sumie zakończyć cały dramat, gdyż punkt ten mówi wszystko. Sygnalizuje nie tylko co się stanie, ale też jak. Punkt ten wyjaśnia wszystko. Jest on tekstem samym w sobie. Ale ja nie będę szedł na łatwiznę. Nigdy nie idę.
<Okolice stacji benzynowej i skrzyżowania Konwaliowej z Klembowską - jakież urokliwe nazwy dla tak przesiąkniętej beznadzieją okolicy! Chwiejnym krokiem poruszam się niezbyt utartą ścieżką w kierunku spoczynku biurkowego aka miejsca pracy. Drogę zachodzi mi podstępnie gołąb>
Gołąb Stefan: Grr grr!
Ja: Słucham?
Gołąb Stefan: Gru gru?
Ja: Tak chyba lepiej...
<TO PUŁAPKA! Stefan był przynętą mającą odwrócić moją uwagę. Podczas mojego niepotrzebnego wdania się w dyskusje z przebiegłym ptaszyskiem, Trzech Podejrzanych Typków (tm) naruszyło moją strefę intymną. Strefę Czucia Się Dobrze W Takiej Odległości. Strefę porządku publiczno-społecznego. Strefę czucia swądu. I ten swąd zdradził przybyszy. Podobnie jak zrobiły to ich buty w zasięgu mojego opuszczonego wzroku.>
Ja: Czymś mogę pomóc szanownym Panom? - Zacząłem. Podobno atak jest najlepszą obroną.
Trzech Podejrzanych Typków <chór>: Kólego, co my będziemy Cię okłamywać. Wyszlim dopiero co z Białołęki. Dzisiaj. Dziś dzień. Tu się jednak nie da. Nie idzie żyć.
Ja <mocno skonfundowany, czujący napływającą wilgoć w okolicach rozporka>: Tak?
TPT: Tak. Właśnie. Więc mielibyśmy do Ciebie dobry człowieku prośbę.
Ja: Tak?
TPT: Tak. Widzisz kólego. Musimy popełnić jakieś przestępstwo. No... przynajmniej wykroczenie. Bo inaczej się nie da. No nie idzie żyć. Rozumiesz.
Ja <wziąwszy się w garść i przejmując inicjatywę>: Rozumiem. Co powiecie w takim razie na - jak wiadomo, zakazane prawem i obyczajem, spożywanie napojów wyskokowych w terenie otwartym, zwanym także plenerem?
Krzyk, czy też jęk, ekscytacji całej kompanii zwiastował sukces przybranej taktyki.
Ja: Tak też myślałem
<zaglądam do portfela, lekko się przestraszywszy ogromu pustki który ujrzałem>
Ja: Czy VOLT panów zadowoli?
Odgłos jakby zadowolenia, wdzięczności i uznania, wyrażony w jednej przeciągłej samogłosce, ponownie rozległ się po okolicy. Jestem uratowany.
Białołęka już czeka. Żerań żegna. KURTYNA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz