sobota, 7 września 2013

Kebcze

Kiedyś to było tak. Był kebab. Kebab zwany kebabem "U Starej Baby". Mieścił się on zaraz przy dworcu Warszawa Śródmieście i w tymże właśnie przybytku, nie zgadniecie, pracowała stara baba. Stara baba dawała kebaba dobrego, soczystego i z taką ilością cebuli że starczyłoby co najmniej na trzy kebcze. Zasada więc była taka, że jak się zamawiało u Starej Baby, to trzeba było powiedzieć, że "bez cebuli". Wtedy i tak dostawało się z cebulą, ale w takiej ilości, że człowiek był to w stanie jakoś przetrawić. Pech chciał, że kiedy pierwszy raz poszedłem do Starej Baby, to mimo że zostałem poinstruowany jak należy się zachować, to jakby nie uprzedzono mnie o efektach owego zachowania. To znaczy, że zamówienie kebaba bez cebuli, wcale nie powoduje otrzymania takowego, a jedynie okaz z jadalną ilością tejże.

Pech chciał również, że podczas mojej pierwszej wizyty u Starej Baby, jak to zwykle bywa, byłem pod jakimś takim wpływem, że nawet największe ilości cebuli by tego nie zamaskowały. Pechem było również to, że u Starej Baby nie zastałem Starej Baby. Był za to jakiś typ. Gdzieś jakoś w międzyczasie, pojawiła się sugestia że był synem Starej Baby ale równie dobrze mógł być pierwszym lepszym gościem z ulicy który dostał piątaka i miał za zadanie ją zastąpić kiedy ta poszła do ujścia wody niepitnej.

Gość jak to gość, łysy, pokłuty w jakieś więzienne dziary. O tym że do tego był też całkiem sporych gabarytów, miałem dopiero się dowiedzieć.

W każdym razie, zamawiam kebaba i mówię kulturalnie i zgodnie z zaleceniem że "bez cebuli proszę". A ten do mnie, już nie tak do końca kulturalnie, że "tak się nie da". Jako że nie myślałem trzeźwo i mówiłem co mi ślina na język przyniesie, szybko sparowałem "Jak to się nie da? Mówię bez cebuli to ma być bez cebuli". Poczucie błogości jaką dać może jedynie dawno nieużywana asertywność zostało jednak dość szybko zatarte. Gdyż typ wstał, a wyższy się okazał być ode mnie chyba o głowę, zbliżył się do okienka i bardzo szybko powiedział coś w stylu "Mówię że się nie da to się kurwa nie da czego lapsie nie rozumiesz wyjść mam tam kurwa do ciebie?!?!".

Wcale nie chciałem żeby do mnie wychodził. Dziwnym nie jest. Chciałem za to żeby robił mój kebab. Najlepiej bez cebuli. Więc nie udzieliłem mu jednoznacznej odpowiedzi. Uczyniłem to poprzez znany i lubiany fortel, mianowicie udając, że w ogóle nie słyszę pytania.

W odpowiedzi, typ zrobił kebaba i nasypał mi tam cebuli. A było jej tam tyle, że sypała mi się do rękawów, do butów, za kołnierz i do tego kiedy szedłem, zostawiała za mną cebulowy ślad.

Płakać mi się chciało od tej cebuli. I przez nią też. Było mi przykro i źle. I śmierdziałem cebulą jak chyba nikt cebulą nigdy nie śmierdział. Wróciłem jednak do czekającego na mnie niedaleko kolegi który swojego kebaba (naturalnie BEZ CEBULI) zdążył już zjeść do połowy. Zmierzył mnie, mimo że mglistym, to krytycznym okiem i niczym młody Lubaszenko w jednej z moich ulubionych scen filmowych wszech czasów, z odrazą powiedział:

- Mówiłem Ci przecież jełopie żebyś powiedział że "bez cebuli"!

Po chwili upajania się swoim niesmakiem trochę ciszej dodał:

- Brzydzę się Tobą.

Mam mgliste wspomnienie, że udało mi się wtedy popłakać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz