Bardzo smutna historia. śmiałem się wiele razy.
Gomułki. Wieś o nazwie tyle symbolicznej, co zupełnie bez znaczenia. Wieś jak wiele innych w Polsce, czy nawet w swoim powiecie. A jednak, w swojej pospolitości, tak wybitna, że aż wyjątkowa.
Gdy w połowie lat '70, przybył do niej młody proboszcz, wieś składała się ze zbliżającej się do setki liczby gospodarstw. Z wartych uwagi obiektów, na jej terenie znajdował się jeden prężnie działający PGR, zatrudniający większość mieszkańców oraz 2 kościółki. Jeden po lewej, a drugi po prawej stronie rzeki Łany, która przecinała ową miejscowość.
Kościół po lewej stronie rzeki był nieczynny - o ile można tak w ogóle powiedzieć o domu Bożym. Choć w dobrym stanie, to, z racji nakazu miejscowych władz, dla których oszczędność duchowa była w cenie równie wysokiej jak budżetowa, zamiast być otwartym dla parafian, odwiedzany był przez miejscowych urwisów, pragnące zachować prywatność młode pary oraz włóczęgów.
Młodego proboszcza, którego imię zdecydowano się pozostawić zapomnieniu z przyczyn, do których niedługo dojdziemy, dla wygody i na potrzeby tej historii, nazwiemy, za patronem budowniczych, Tomaszem. Gdyż budowanie to to, czym ksiądz Tomasz chciał się zajmować i czym się zajmował. Naturalnie po godzinach proboszczowania.
W Gomułkach niewiele było do roboty poza pracą w PGR'erze i odwiedzaniu w tajemnicy "lewego kościółka" przez każdego młodego mieszkańca Gomułek płci dowolnej. Tajemnica ta, z powodu posiadania przez wieś jednego jedynego mostku przez rzekę, widocznego z okien praktycznie każdego domu we wsi, była jedynie tajemnicą polisznela.
Nowy proboszcz więc, jak to każdy nowy, jeszcze pełen zapału i chęci, postanowił połączyć pasję budowlańca ze swoją drugą, po Bogu, miłością: piłką nożną. Widząc marazm i nudę panującą w Gomułkach, atmosferę zupełnie niepodobną do tej panującej w jego rodzinnej miejscowości, wziął się proboszcz Tomasz za budowę boiska piłkarskiego.
Boisko zbudować, wydawało by się, nic trudnego. Wystarczy kawał równego, porośniętego trawą pola, trochę białej farby i bramki. Ale proboszcz podszedł do całego zadania znacznie bardziej profesjonalnie. Nie tylko znalazł kawałek względnie równego i wolnego od upraw pola po prawej stronie rzeczki, ale też, z pomocą rolników, wyrównał je, zasadził nową trawę i założył dziennik dyżurów opieki nad boiskiem, w co wliczało się także strzeżenie bramek wykonanych z metalowych rur i będących niesłychanie łakomym kąskiem dla okolicznych złomiarzy.
Boisko cieszyło się ogromnym powodzeniem i zapewniało codzienną rozrywkę oraz dawkę zdrowego ruchu głównie dla niestyranej pracą w polu młodzieży. Natomiast styrana pracą w polu starszyzna chętnie obserwowała popołudniami treningi swoich pociech, a weekendami - mecze ligi regionalnej, czyniąc jedno jak i drugie przy udziale niewielkich ilości napojów wyskokowych oraz niesłychanych wręcz zasobów słownictwa, które można usłyszeć chyba jedynie na Polskiej wsi. Na potrzeby wspomnianej już ligi powołano Parafialny Klub Sportowo-Rekreacyjny. W skrócie: PKSR Gomułki. Ksiądz Tomasz przestał już być jedynie Księdzem Proboszczem ale zaczął być także Księdzem Trenerem i Księdzem Prezesem, w zależności od tego z kim i na jaki temat aktualnie rozmawiał.
Zespół radził sobie różnie, nigdy nie wywalczył awansu z ligi regionalnej, a za jego największy sukces sportowy uważa się wygraną w derbach ówczesnego województwa Olsztyńskiego z Orłem Zawroty, jeszcze pod wodzą Księdza Założyciela.
Jak z wielu wsi, tak i z Gomułek, szczególnie po jej transformacji, ludzie często wyjeżdżali za młodu, wracając ewentualnie na stare lata. Jednak jeszcze na długo przed przemianą, gdzieś w połowie lat 80, wraz z zamykaniem PGRów w całym kraju, przyszły problemy. Rosła ilość ludzi mających za dużo wolnego czasu i Ksiądz Trener chętnie witał nowych zawodników PKSR. Zwłaszcza, że dzięki temu mógł mieć na nich oko i chronić od popadania w alkoholizm. Chętnych do gry więc przybywało a zasady futbolu zmieniać się nie chciały i wciąż, mimo licznych protestów, próśb i gróźb, drużyna wybiegająca na boisko nie mogła liczyć więcej niż 11 zawodników. Aby załagodzić rosnące niesnaski pomiędzy mieszkańcami oraz zaspokoić nieposkromioną ambicje swoich parafian, Ksiądz Proboszcz wpadł na iście salomonowe rozwiązanie.
Po prawej stronie rzeki znajdowało się nieużywane, równe pole, wymagające jedynie niewielkiej pracy, aby zamienić je w drugie we wsi boisko do piłki nożnej. W celu umożliwienia wszystkim (a przynajmniej większej części mieszkańców, niż do tej pory), możliwości doświadczania zdrowej, budującej ducha i kształtującej ciało rywalizacji sportowej w ramach rozgrywek ligi regionalnej, powołany został drugi klub sportowy w Gomułkach o dumnej nazwie Zwycięstwo Gomułki. Z przyczyn formalnych, Ksiądz Założyciel nie mógł zostać prezesem Zwycięstwa, został nim więc aktualny sołtys, funkcję trenera pozostawiając jednak bardziej doświadczonemu w tej materii Księdzu Proboszczowi.
Wydawało by się, że sprawy zmierzały ku lepszemu i faktycznie tak było. Dwa razy do roku w Gomułkach było święto: derby wsi pomiędzy Zwycięstwem a PKSR'erem. Z czasem, jako że życie nie znosi komplikacji, doszło do uproszczenia nazewnictwa i drużyny zaczęto przezywać Lewymi i Prawymi, od strony rzeki, po której znajdowały się ich boiska.
Problemy zaczęły się wraz z przełomowym rokiem '89. Ksiądz Tomasz odszedł na emeryturę a kilka miesięcy później zmarł. Prezesowską schedę po nim przejeli mieszkańcy. Przy braku spoiwa obu klubów, jakim był dotądKsiądz Trener, konkurencja, jak to na wolnym rynku, zaczeła się zaostrzać. Drużyny nie tylko przestały przyjmować do siebie zawodników z przeszłością w sąsiednim klubie, ale także nie chciano w nich słyszeć o trenowaniu dzieci zawodników związanych jakkolwiek i kiedykolwiek z klubem zza rzeki. Niesnaski narastały z każdym kolejnym meczem derbowym, aż doprowadziły do totalnego rozłamu. Działacze i zawodnicy Zwycięstwa Gomułki, przy poparciu sołtysa, honorowego prezesa i największego fana "Lewych", doprowadzili do podziału administracyjnego wsi. Od tej pory nie było już dwóch klubów w Gomułkach. Zwycięstwo Gomułki zmieniło nazwę na Zwycięstwo Nowe Gomułki. Mieszkańcy, mimo że mieszkający nadal płot w płot, z każdym rokiem żywili wobec siebie coraz większą nienawiść. Dochodziło nawet do pobić, odnotowywanych bądź nie, w zależności od sympatii piłkarskich miejscowych funkcjonariuszy policji.
Prawi z Lewymi nie rozmawiali. Aby nie chodzić się do tej samej świątyni, odnowiono i sprowadzono księdza do nieczynnego do tej pory kościoła po lewej stronie rzeki. Mieszkańcy Gomułek woleli posyłać swoje dzieci do oddalonej o 15 kilometrów szkoły w sąsiedniej wsi, niż pozwolić aby ich pociechy siedziały w ławkach z równieśnikami z Nowych Gomułek. Kamienie latały z jednej strony rzeki na drugą praktycznie przez cały tydzień, nie wyłączając niedziel. Jedynym dniem, kiedy mieszkaniec lewej strony przechodził starym mostkiem na prawą stronę rzeki a mieszkaniec prawej na lewą, był dzień derbów, gdy wszyscy mieszkańcy szli dopingować swoich oraz, przy okazji, poobrażać przeciwników.
Dramatyzm całej sytuacji pogłębiał, wspominany wcześniej, fakt wyludniania się obu wsi. Młodzi odchodzili i o ile wracali, to na starość. Zaczęło dochodzić do tego, że średnia wieku piłkarzy na boisku nie spadała poniżej 60 lat. Sędziwi, choć wciąż krzepcy rolnicy, nie potrafili odpuścić swoim odwiecznym wrogom zza miedzy. Pojedynkowali się w sparingach i derbach kilka razy do roku.
Chęć zwycięstwa czy odwetu za poprzedni mecz, nierzadko nie mogła czekać do następnego spotkania na boisku i realizowana była poza nim. Dziarscy staruszkowie reprezentujący barwy obu klubów, solidarnie postanowili nawet wycofać się z rozgrywek ligowych, gdyż nie obchodziła ich żadna rywalizacja, poza tą ze znienawidzonym sąsiadem. Mecze przybierały przez to niekiedy dramatyczny obrót. Rzadko udawało się znaleźć sędziego, którego bezstronność byłaby nie do podważenia dla którejkolwiek ze stron. Zawody często odbywały się bez udziału arbitra, co przynosiło dramatyczne skutki: remis był nie do pomyślenia i mecze potrafiły trwać po dwie i pół godziny, aż do rozstrzygnięcia rywalizacji. Z powodu braku osoby, mogącej obiektywnie ocenić sporne sytuacje, często dochodziło do tego, że sędziwi zawodnicy nie wytrzymywali napięcia panującego na boisku i brali sprawy w swoje ręce; na przykład przy pomocy boiskowych chorągiewek, których używali niezgodnie z przeznaczeniem. Znany jest przypadek, kiedy bramkarz PKSR'u przyszedł na mecz w rękawicach bokserskich, twierdząc, że bramkarskie na nic mu się tu zdadzą. Zawodnicy wielokrotnie schodzili, bądź byli znoszeni z boiska z zadrapaniami i pogryzieniami. Raz jeden z pomocników, rozpędzając się na lewym skrzydle, złamał obojczyk potykając się na bezpańskiej sztucznej szczęce, wybitej uprzednio poprzez 'przyjazny' łokieć, której brak nie został nawet przez jej właściciela odnotowany. Wiele można powiedzieć o obu drużynach, ale z pewnością nikt nie mógł im odmówić woli walki i zaangażowania na boisku. Telewizyjni komentarzy określiliby ich jako "drużyny walczaków". Ta ambicja, zawziętość oraz ogrom (nie tylko boiskowego) doświadczenia zawodników sprawiały, że derby Gomułek były wydarzeniem niezwykle ekscytującym.
W historii rozgrywek ligowych, PKSR i Zwycięstwo zmierzyły się ze soba 30 razy. 14 razy zwycięski był PKSR, 13 razy Zwycięstwo. Remis padł trzykrotnie. Od momentu wycofania się obu drużyn z ligi, trudno stwierdzić ile razy mieszkańcy obu wsi ścierali się na boisku (i poza nim), jednak najstarsi rolnici twierdzą, że dominacja PKSRu została przerwana i aktualny bilans wypada na korzyść drużyny z Nowych Gomułek.
Do obu wsi wraca coraz mniej rdzennych mieszkańców, nowi nie napływają. Zostało niewiele czasu aby ostatecznie rozstrzygnąć, która drużyna jest jest drużyną lepszą. Rekordzista, zawodnik PSKR'u Gomułki, ma na koncie 352 mecze rozgegrane w drużynie. Pan Zenon Gieraga grający na pozycji napastnika, mimo swoich 73 lat, wciąż jest nie do zatrzymania dla obrońców Zwycięstwa. Podobno ma już na koncie 198 bramek i niezliczoną, ponieważ nie jesteśmy w Kanadzie, liczbę asyst. Niedługo kolejne derby i pan Zenon liczy, że uda mu się jeszcze poprawić swój bilans oraz przywrócić tytuł Najlepszej Drużyny Obu Gomułek PKSR'owi. Po tym ma nadzieję umrzeć.
To, że ta historia nigdy się nie zdarzyła, nie znaczy, że nie jest prawdziwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz