środa, 18 września 2013

W kraju kwitnącego ziemniaka, jak co każde dwa miesiące, nastąpiła pora deszczowa.

W takie dni, to tylko papierochy i kawa, na zmianę z wódką, a w radiu Rezerwat. A żyć trzeba. Przynajmniej tak mówią. Ale oni do kawy dosypują solpadeinę, więc trudno im wierzyć na słowo.

Czas w domu mija na bezmyślnym patrzeniu w monitor. Czas w pracy, na bezmyślnym patrzeniu w okno. Patrzenie w monitor mogłoby zostać niesłusznie odebrane jako chęć do zrobienia czegokolwiek.

Jeśli ktoś wejdzie pod gorący prysznic, przepadnie na zawsze.

Cały naród powraca do stanu smutnego otumanienia, pieczołowicie pielęgnowanego za pomocą wysokoprocentowych środków zaradczych, a z którego udaje mu się wyrwać kilka razy do roku na okresy krótsze niż dłuższe. Wyrwać, oczywiście nie z owego na siłę niejednokrotnie podtrzymywanego otumanienia, co raczej przyjąć, dla odmiany, w formie pozytywnej, choć dostarczanej poprzez te same środki.

Ulicą Marymoncką, poza samochodami, płynie też woda. Przy arterii, sprawiający przytłaczające wrażenie, budynek z szarej cegły, która przez lata niemycia przybrała kolor bliższy w wyrazie pogodzie. Gówniany. Wciśnięty na działce niebezpiecznie blisko ulicy, sąsiedztwo ma najgorsze z możliwych - szpital. Pomiędzy szyldami idealnie zgranych biznesów, zakładu pogrzebowego (Pełen zakres usług) i Gabinetem Pomocy Psychologicznej, małe okute w kraty okienko. Za tym okienkiem, pochylony mężczyzna w wieku późno średnim, pieczołowicie przygląda się czemuś zza okularów. Bada i sprawdza. Majstruje i kombinuje. Bardzo się przykłada do tego co robi, cokolwiek to jest.

Mężczyzna odchyla się by dać ulgę plecom, a ja w końcu zauważam wiszący za nim szyld. Świat wydaje się teraz chociaż trochę mniej beznadziejny.

"Klinika Zabawek"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz