Zima na osiedlu Zdobycz Robotnicza na Starych Bielanach ma swój niezaprzeczalny urok który może zawdzięczać dość niespotykanym w mieście ciszy i spokojowi.
Zima na osiedlu Zdobycz Robotnicza na Starych Bielanach nie różni się pod tym względem od jakiejkolwiek innej pory roku.
Cisza i spokój, nasilone dodatkowo przez obecną podczas tych zdarzeń noc, przerwane zostały dziwnym chichotem pomieszanym z wrzaskiem i zadyszką. Bo oto dwóch kompanów biegnie przez okolicę i niezdrowo się śmieje. Pierwszy śnieg dopiero co zaczął prószyć więc niestabilność kroku sygnalizuje możliwość upojenia alkoholowego.
Radość biegnących jest równie głośna co zaskakująca. Gdyż oto, przy bliskich zeru temperaturach, obaj osobnicy przemieszczają się będąc odzianymi jedynie w wygodne bawełniane dresy, i niezapięte koszule. Jeden z nich chyba ma na nogach klapki. Na pewno Kuboty. Każdy prawdziwy Polak zamiast się cieszyć, w takich okolicznościach przyrody, zwykł raczej zwyczajnie i po bożemu kurwić.
Dla pełnego obrazu opowieści, należy chyba wspomnieć o jednym, być może bez znaczenia fakcie. W dwójce owych rozradowanych wieczorną porą sportowców znajdował się autor.
Cel wycieczki mógł być tylko jeden. Oddalona o niecałe 500 metrów od miejsca startu stacja benzynowa, nie na darmo zresztą posiadająca szyld "BLISKA".
Gdy ku konsternacji i uprzejmemu zainteresowaniu zarówno całkiem licznej jak na późną porę klienteli, jak i obsługi stacji, zaopatrzenie zostało opłacone i umieszczone w kieszeniach spodni, nadal niezdrowo i niezrozumiale podekscytowani biegacze, rozpoczęli sprint powrotny. Trudniejszy od pierwszego okrążenia, gdyż szybko okazało się, że biegnie z pełnymi kieszeniami nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych. Na szczęście są na tym świecie rzeczy ważniejsze niż nasze przyjemności czy wygoda. Są też ludzie potrafiący zdrowo i przytomnie ocenić i określić priorytety. Ta dwójka z pewnością do grona owych zacnych i godnych szacunku obywateli należała.
Zauważyła to - i doceniła niewątpliwie - para towarzyszących im podczas biegu z poziomu radiowozu policjantów. Ich uprzejme odmalowane zdziwieniem na twarzach zainteresowanie, towarzyszyło nam przez około 100 metrów przebytych, przyznajmy to szczerze, w tempie dalekim od wyników olimpijskich. Koniec konsternacji pary mundurowych i podjęcie przez nich męskiej decyzji zasygnalizował nam dźwięk koguta i głos z megafonu;
- Proszę się zatrzymać!
Nikt nie szukał zwady, a i jak mama uczyła: jak ktoś o coś prosi, to nieuprzejmie jest to ignorować. No i ten megafon...
Ponieważ prośba władzy została spełniona, władza mogła przystąpić do procedury przesłuchania już bez narzędzia tortur w postaci megafonu.
- Gdzie Panowie tak biegną?!
- Bo po piwko! - pamiętaliśmy z filmów, że bardzo istotne podczas przesłuchań jest trzymanie się jednej, spójnej wersji zdarzeń.
- Ale jak widzę piwko już jest. - To nie były przelewki. Nie trafiliśmy na zwykły patrol a na prawdziwych detektywów. Goście mieli głowy na karku i zdecydowanie wiedzieli co jest grane. - No więc? Gdzie Panowie tak biegną?
Nie było sensu kręcić i kłamać. W kontaktach z władzą najważniejsza jest szczerość. Powiedzieliśmy więc całą prawdę.
- Bo z piwkiem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz