sobota, 5 kwietnia 2014

43

Łódź. Dla odmiany. Tramwaj linii 43, kierunek Telefoniczna. Siedzi w nim, grupa dziewcząt. Młode, ładne, roześmiane. Nie pasują tu. Rozmawiają o sprawach mniej i bardziej typowych. Trochę o chłopakach, ale ciepło, z uczuciem. Trochę o muzyce, ale rzeczowo i z pasja. O Mozarcie, Brahmsie, swoich występach w chórze. Komentują też performance kolegów i koleżanek. Donośnie, pewnie, ale nie głośno. Kulturalnie. Nie pasują tu. Pomiędzy nimi jednak, dwóch panów starszych. Jak ta wyspa. Wyspa Polska.

- Takie to tam spotkanie po latach - mówi pierwszy ochryple. - Niby się nachlałem, ale do domu wróciłem trzeźwy. Pieszo szedłem. Długo. Ze dwie godziny wracałem. Pieszo. Trzeźwy dotarłem. Bez sensu.
- Bez sensu. - Drugi kiwa tylko głową w geście aprobaty bądź zrozumienia dla rozterek bliźniego. Chrześcijanin.
- Nawet się nie poobcierałem za bardzo. Choć pieszo. A czasem, to i na czworaka.

Po chwili zadumy nad sensownością pieszych wycieczek, drugi pyta;

- A jak tamten?
- Tamten? No, nie żyje.
- A ten?
- Ten też. Martwy.
- No a tamci, co to wiesz?
- Kopneli. W kalendarz w sensie.
- Jezu.
- No. I tamten od tego też. Martwy. Nie żyje.
- Boże.... no, a Marek?
- Marek... Markowi mogli przeszczep zrobić. Zrobić przeszczep i by żył. Młodszy ode mnie przecież był. Mogli zrobić.
- I nie zrobili?
- I nie zrobili. Marek jak się dowiedział, to się tak umartwił, że wziął i umarł. A mógł poczekać. Mógł poczekać i żyć.
- Mógł?
- Mógł mógł. Młodszy ode mnie był. Poczekałby i by żył.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz